muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Andreas Vollenweider - Down to the Moon

Andreas Vollenweider

Down to the Moon

rok wydania: 1986

Reakcja po wydaniu „White Winds" przeszła najśmielsze oczekiwania. Rynek amerykański oszalał. Vollenweider i przyjaciele zostali zalani setkami listów, rysunków, płócien, produkcji video, nawet filmów dokumentalnych -wszystko to z inspiracji wynikającej z tej płyty. Dla Vollenweidera było to olbrzymim bodźcem do dalszej pracy. Odbył mega trasę koncertową po Kanadzie, USA, Japonii, Australii i dwunastu krajach Europy testując przy okazji wiele elementów nowego materiału, który miał znaleźć się na kolejnym krążku. Zespół wpadł do studio pomiędzy występami i jak przyznają część energii, którą podłapali w czasie świetnie przyjętej trasy, przelali na „Down To The Moon". Jednocześnie mimo, że grupa była bardzo zżyta zasygnalizowano że czas na dłuższe pożegnanie - po wyczerpującym tournee miała nastąpić pauza aby wzmocnić w każdym z osobna motywacje do dalszych projektów i nie stracić chęci i zapału do dalszych poszukiwań.

"Down To The Moon" . Melancholijne interludium trochę zaskakuje. Początek jest taki jak nas przyzwyczaił Vollenweider. - powoli rosnący w siłę dźwięk dzwoneczków zanurzony w delikatnym syntezatorze, wstawki fletu i pierwszoplanowa harfa, z tym że zaskakuje pełne rozmachu, orkiestrowe brzmienie, utwór ma w sobie wiele z patosu i pewnej powagi jakby zespół porzucił filuterny nastrój zabawy na rzecz przedstawienia czegoś bardziej wyszukanego gdzie spokojny ale doniosły rytm podkreślają choćby wstawką werbli. Przeradza się on w jeden z najpiękniejszych fragmentów muzyki Vollenweidera, „Moon Dance" będący dla mnie rozbawioną opowieścią o nocnym tańcu wokół ogniska z niepowtarzalną wstawką (1.10- 1,57) imitującą jakby tęskne spojrzenie na przejrzyste, odległe oblicze księżyca znad owego ogniska na górskiej polanie, doskonale demonstruje magię charakterystycznego brzmienia Vollenweidera...Uspokajający „Steam Forest" połączony jest z poprzednikiem ciekawymi imitacjami, samplami naśladującymi jakby środowisko wodne albo kosmiczne (wietrzno- bulgoczące efekty) wprowadzających w kolejną spokojną, poukładaną melodię. Oszczędna kompozycja gdzie prym wiedzie wygrywająca bogate pasaże harfa. Przez cały utwór słychać uderzenia jakby pałeczek plus delikatne subtelne wstawki syntezatora pod koniec utworu zaś ascetyczna konstrukcja nabiera tężyzny, mężnieje rozpościerając ścianę dźwięków wypełniających głośniki basami jak żywo przypominającymi Tomitę aby zakończyć się gongiem. Świetna wizualizacja muzyką. Intrygujący „Water Moon" odnosi się do mglistego rytmu muzyki azjatyckiej z oszczędnej solówki przechodząc w silne dźwięki syntezatora wzmacniające efekt zaskoczenia słuchacza, znowu werble podkreślające prawie militarny nastrój repryzą całego tematu. W „Night Fire Dance" słychać plusk fal morskich i plejadę dźwięków z syntezatora, jak przystało na utwór z tańcem w tytule muzyka zmusza do podrygów w rytm melodii brzmiącej jak pieśń z kosmosu. Właściwie to piosenka w wyraźnie zaakcentowanym, głośniejszym od reszty refrenem. Zresztą,  jeśli chodzi o rozmach aranżacyjny całej płyty jest on wyraźnie większy niźli na bardziej minimalistycznych wcześniejszych pozycjach, dużo na tym krążku pozytywnych wibracji w postaci miłego dla ucha hałasu. Były to czasy gdy w sklepach królowały winyle a CD były jeszcze efemerydą stąd Andreas Vollenweider wyraźnie podzielił płytę według repertuaru stron. Stronę B otwierał więc "Quiet Observer"- wyraźnie odstający od wcześniejszych utworów zadumanym, zamyślonym, prawie żałobnym brzmieniem. Ciekawie się rozpoczyna - pohukiwaniem nocnego ptactwa, które wymieszane z przeciągłym dźwiękiem który dołącza po chwili, kojarzą się nieodzownie z poświatą księżyca przebijającego przez pochmurne niebo. Mamy tu ciekawe ubarwienia w postaci wtrętów wszelkich instrumentalnych przeszkadzajek- trójkątów itp. Kawałek ten przechodzi niespodziewanie w wesołe „Silver Wheel" z pięknymi wstawkami sampli synteratorowych i ciekawymi przeróbkami głosu ludzkiego, a nawet wibrafonu na końcu. Kolejne przejście i mamy łagodny „Drown In Pale Light" gdzie harfa snuje spokojną, piękną samotną melodię mocno przypominającą azjatyckie brzmienia gdzie struny harfy imitują brzmienie gitary i znów jako kontrapunkt żywsze jej dźwięki do której to przy kolejnym powtórzeniu dołącza perkusja i syntezator wygrywający ozdobniki; porywający obrazek piękna nieba, widoku chmur o poranku. W ascetycznym "The Secret, The Candle, And Love" Andreas Vollenweider rozpościera intrygującą sieć muzyki chwytając nas w swe sidła. Melodia wytraca pęd przechodząc w zbitkę brzmień i dziwną kodę „Hush" gdzie słychać zbiór efektów wpadających w żywy rytm porywających „Three Silver Ladies Dance". Kolejny taniec w tytule gdzie jakby wyraźniej słychać ukłon ku jazzowej improwizacji i szybujemy do finałowego punktu. 'La Lune et l'Enfant' to repryza wcześniejszego tematu coraz bardziej wytracająca głośność i kończąca się tak jak płyta się zaczyna; zestawem „sopelkowych brzmień"
Ten tytuł otrzymał prestiżową Grammy Award w świeżo stworzonej kategorii Best New Age Recording co świadczy o niesamowitej pozycji tej płyty. A zarazem braku pomysłu na określenie tej muzyki. Zwróćmy uwagę że to tego wora wrzucano wszystko co nie dało się jednoznacznie zakwalifikować ( według tej kategorii pojęcie New Age to szufladka do której trafiła i Enya i Pat Metheny a nawet Passion Gabriela...)
Sam Vollenweider o tym albumie wyrażał się pochlebnie jako o kamieniu milowym w rozwoju swej „neo-symfonicznej" muzyki. AV sprawiało nieukrywaną przyjemność zanurzanie się coraz głębiej w wykreowany przez siebie oryginalny świat dźwięków i odkrywanie przywiązania dla ich kompleksowości. Wolność stylu doskonale uzupełniała jego własną wewnętrzną wolność. Wracając do stylu sam twórca uważał że jest na tyle dziwny, tajemniczy, że sam nie wiedział jak go określić ale najbardziej spodobało mu się zdefiniowanie jego przez amerykańskiego dziennikarza jako muzyki folk nieznanego szczepu. To łączyło się z koncepcją ukrycia , pod i za, gdzie muzyka miała się stawać jakby zapisem ekspedycji w nieznane...
Jak zwykle miesza eklektyczne dźwięki mieszcząc w ramach swej muzyki odwołania od statecznej klasyki przez pełne werwy synkopowanie,  muzykę World, po prawie ambientowy minimalizm. Łączy swoje zamiłowanie dla jazzująco etnicznych wstawek z delikatnymi atmosferami, które znakomicie sprawdzają się na księżycowym w temacie krążku. Syntezator, flet, gitara i posiłkowa perkusja wzbogaca unikalne brzmienie. Wietrzne tony fletu na przykład, wytwarzają sugestię widoków księżycowej pustki. Oczywiście wszystkie sekcje są złączone przez najbardziej istotny dla tej muzyki bogaty dźwięk harfy. Oprócz zachwycających melodii , zwrócić uwagę należy na fenomenalną orkiestrację i świetną grę muzyków z drugiego planu.
Tą płytą zabiera nas AV w miejsce spokoju i wytężonej pracy wyobraźni gdzie delikatnie subtelnymi dźwiękami natury i nawet na pół kosmiczną otoczką brzmień, prawie każdy utwór opowiada jakąś historię.
Jego charakterystyczne brzmienie oplata  cały krążek, wspomagane syntezatorowymi efektami i lekką perkusją. Album napełniono przyciągającą uwagę, chwytliwą, atrakcyjną wpadającą w ucho muzyką która powinna być do przyjęcia przez swą szczerość i atrakcyjność nawet przez tych którzy nie lubią stereotypowego New Age gdyż nie ma tu pretensjonalnych melodii kojarzonych z tym terminem tylko dobrze rozpisane i wykonane utwory z często taneczną manierą i przyjemnym podkładem. Można celebrować artyzm kompozycji i wykonania zanim New Age opanowały indiańskie piszczałki i celtyckie klisze. Ta muzyka ma transcendentną jakość która przez to jest doskonała do słuchania dla przyjemności słuchania lub jako inspiracja lub nawet jako terapia po złym dniu. Artyści przychodzą i odchodzą ale AS tą chociażby tą płytą wchodzi do kanonu arcydzieł gatunku i przetrwał w czasie większość dokonań spod znaku NA. (10.03/10)

The Near Side
1. Down to the Moon [2:27]
2. Moon Dance [4:10]
3. Steam Forest [4:57]
4. Water Moon [2:14]
5. Night Fire Dance [4:57]

The Far Side
6. Quiet Observer [2:44]
7. Silver Wheel [3:57]
8. Drown in Pale Light [2:13]
9. Secret, the Candle and Love [3:43]
10. Hush - Patience at Bamboo Forest [0:16]
11. Three Silver Ladies Dance [2:38]
12. La Lune et l'Enfant [2:03]

Matthias Ziegler - Wind Instruments.
Jon Otis - drums, keyboards.
Pedro Haldermann - bells.
Peoro Haldemann - bells.
Max Lawsser - Strings.
Silver Symphony and Choir - Choir.
Walter Keiser - drums.
Christoph Stiefel -keyboards
Andreas Vollenweider - arranger, harp
Created At :Sinus Studios, Switzerland (1986)


spawngamer

« powrót